
Na sobotniej konferencji prasowej, przedstawiony został nowy prezes Realu Astromalu. Został nim, dobrze znany w leszczyńskim kręgu sportowym, Maciej Wierucki.
Przed Wieruckim bardzo trudne zadanie. Stanowisko prezesa wiąże się z ogromną odpowiedzialnością. Nie boi się on jednak nowych wyzwań. – Dziękuję Panu Ryszardowi Kmiecikowi za wkład w pracę i dokonania – oznajmił na wstępie. – Cele na ten sezon pozostają niezmienne. Chcemy wywalczyć jak najwyższą pozycję w lidze i rozwijać klub w oparciu o młodzież. Mamy nadzieję, że przyniesie to wiele korzyści dla pierwszego zespołu w przyszłości. Stawiamy również na współpracę z lokalnymi ośrodkami. Mamy porozumienie z klubem z Włoszakowic i dążymy do zawarcia kolejnego z Rydzyną – przyznał.
Mało prawdopodobne, by Maciej wrócił kiedyś do gry. Nie od dziś wiadomo, że kapitana leszczyńskiego teamu trapią różnego rodzaju kontuzje. – Sto razy bardziej wolałbym jeszcze spędzić czasu na parkiecie. Niestety, nie pozwalają mi na to urazy. Im dalej w las, tym są one coraz dotkliwsze. Sam organizm daje już znać, że ma dosyć. Bardzo chciałbym wrócić do gry. Kończę powoli okres rehabilitacji i na przełomie stycznia i lutego podejmę ostateczną decyzję w sprawie mojej kariery zawodniczej – tłumaczy niepocieszony.
Wspaniałe wyniki drużyny sprawiają, iż Real Astromal puka do bram najwyższej klasy rozgrywkowej. Awans nie jest jednak priorytetem dla klubu na ten sezon. – Na razie nie mamy w głowach pomysłów na Superligę. Jesteśmy bogatsi o doświadczenie z poprzednich lat. Wystarczy kilka kontuzji w drużynie i priorytety są inne. Jeżeli nawet udałoby się nam awansować, musielibyśmy zasiąść przy stole z zacnymi sponsorami, żebyśmy mogli cokolwiek utworzyć. Nikt póki co o tym nie myśli. Cieszymy się z każdego kolejnego zwycięstwa – uważa nowy sternik.
Wielu szczypiornistów, którzy swoje pierwsze kroki stawiali w Lesznie, wypłynęło na szerokie wody. Gdyby tak pozbierać wszystkich i nakłonić do powrotu, można by stworzyć całkiem niezły skład. Być może nawet na spokojny byt w Superlidze. – Oczywiście, że byłaby solidna ekipa. Wszędzie jednak rządzą pieniądze. Jeśli ich nie ma, to nie ma zespołu i tak naprawdę nie ma o czym rozmawiać. Nikt nie będzie podchodził do tego z takim zaangażowaniem bez wynagrodzenia. Zresztą, cała struktura treningowa uległaby diametralnej zmianie. Wiadomo, że każdy z nas ma inne zajęcia i trzeba by z nich zrezygnować, żeby chociaż bić się o utrzymanie w Superlidze. Nie chcę wchodzić w szczegóły. Staram się nie zaprzątać sobie tym głowy – kończy Wierucki.
Łukasz Kaczmarek