
Wspaniałe zawody ma za sobą Damian Baliński. W niedzielnej potyczce na Stadionie im. Alfreda Smoczyka, zawodnik zdobył dla miejscowej Fogo Unii 10 punktów i bonus. Gospodarze zremisowali ze Stelmetem Falubazem 45:45.
To był stary, dobry Bally, który błyszczał i walczył o czołowe pozycje. Postawa zawodnika wzbudziła podziw i poderwała trybuny do głośnego dopingu. Owacji na stojąco nie było końca, po wyścigu siódmym, w którym Damian przywiózł za plecami, lidera przyjezdnych, Jarosława Hampela. – Troszeczkę się poprawiłem. Mam nadzieję, że zmiany, które wprowadziłem w swoich motocyklach, pozwolą mi na lepsze funkcjonowanie do końca sezonu. Dla mnie to bardzo istotne, żeby w tej części rozgrywek, wreszcie zacząć jeździć na takim poziomie, na jakim powinienem. Cieszę się z występu, ale nie popadam w hurraoptymizm. Był to mój pierwszy tak dobry start w lidze polskiej, jeszcze wiele spotkań przede mną. Przez cały czas muszę mocno pracować, aby systematycznie gromadzić podobne zdobycze punktowe – powiedział, tuż po hitowym meczu XII kolejki Enea Ekstraligi, bohater leszczyńskiego zespołu.
Szwedzka Elitserien, to jedna z lig zagranicznych, gdzie leszczyński żużlowiec może sprawdzić swoje siły i skonfrontować się z najlepszymi. Chociaż w ubiegłej kolejce, miejsca dla Balińskiego zabrakło, to występuje on w Skandynawii regularnie. – Trudno cokolwiek ulepszyć, gdy nie ma z kim się pościgać. Graniczy z cudem, by w Lesznie kogokolwiek złapać, bowiem gro zawodników z naszej drużyny ma starty za granicą. Na pewno spory wpływ na stabilizację mojej formy ma Szwecja. To właśnie w Elitserien, która jest mocną ligą, mogę porównać własną dyspozycję z postawą innych jeźdźców, a także stale podnosić poziom umiejętności – podkreślił etatowy jeździec Indianerny Kumli.
Niedzielna święta wojna nie wyłoniła zwycięzcy. Leszczyńskim Bykom, pomimo wypracowania sześciopunktowej przewagi po trzynastu gonitwach, nie udało się przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść. Przyjezdni świetnie rozegrali biegi nominowane i w pełni zasłużenie zremisowali na Smoku. – Pozostaje wielki niedosyt, że nie udało nam się wygrać. Stało się podobnie, jak w spotkaniu z Toruniem, ponieważ wtedy też na własne życzenie zremisowaliśmy. Przed starciem, mocno obawialiśmy się zielonogórzan. Z naszego zespołu wypadł Fredrik Lindgren, za którego wskoczył z marszu Mikkel Michelsen. Nie mogliśmy, tak jak Falubaz za Andresa Jonssona, zastosować zastępstwa zawodnika. Goście wykorzystali ten handicap, spisali się rewelacyjnie. Nie ma co ukrywać, iż są silną drużyną. Choć bardzo chcieliśmy ugrać coś więcej, cieszymy się z jednego, cennego punktu. Grunt, że nie przegraliśmy, bo wtedy byłaby totalna katastrofa – tłumaczył po Gran Derbi niespełna 36-latek.
Przed biało-niebieskimi dwa dalekie wyjazdy. W najbliższy czwartek Fogo Unia odrobi zaległości i zmierzy się z PGE Marmą w Rzeszowie, natomiast w niedzielę wybierze się na mecz do Bydgoszczy, by powalczyć o punkty z Polonią. – Cel nigdy się nie zmienia. Podchodzimy do każdego meczu z chęcią zwycięstwa. Zdajemy sobie sprawę, że punkty trzeba zbierać, aby myśleć o awansie do fazy play-off. Na przestrzeni jednego tygodnia, czekają nas dwa spotkania wyjazdowe, w których, mam nadzieję, pokażemy się z jak najlepszej strony i wywalczymy, choćby na jednym z tych terenów, pełną pulę. Jesteśmy dobrej myśli, nie poddajemy się – zakończył pozytywnie nakręcony Damian Baliński.
Rozmawiał: Łukasz Kaczmarek